Franczyza - sposób na globalną markę.
MARIUSZ RECZYŃSKI I MICHAŁ HAMERA

O czym mówimy?
Dzisiaj będzie i szczecińsko i międzynarodowo, gdyż w tym odcinku naszym gościem jest Przemek Olewnik, współwłaściciel sieci szkółek piłkarskich „Socatots", której oddziały rozsiane są po całym świecie (dosłownie!).
Ta rozmowa jest tak treściwa, że nie będziemy się nad nią zbytnio rozpisywać, tylko gorąco was zachęcamy do jak najszybszego włączenia odtwarzania.
Z Przemkiem rozmawiamy między innymi o:
- o drodze od jednej szkoły piłkarskiej do ogólnoświatowej sieci,
- o metodzie, na której opiera się Brazilian Soccer Schools i o pierwszych piłkarzach wywodzących się z tej metodologii, których można już zobaczyć w profesjonalnych ligach,
- o inspirujących podróżach,
- o motywacji do pracy i rozwoju,
- o radach dla początkujących przedsiębiorców,
- o ciekawych książkach.
Naszym subiektywnym zdaniem, to jedna z najbardziej inspirujących rozmów jaką dla was przeprowadziliśmy.
Na koniec jeszcze dwie prośby!
- Subskrybujcie nas tam, gdzie nas słuchacie, aby nie przegapić żadnego nowego odcina.
- Zapiszcie się na nasz newsletter klikając tutaj: https://wszystkoconaskreci.pl/#newsletter – nie rozsyłamy spamu, nie zaśmiecimy wam skrzynek, za to pierwsi otrzymacie info o tym co u nas się dzieje!
GOŚĆ ODCINKA

Przemek Olewnik
CEO w International Confederation of Futebol de Salão (Oxford, UK). ICFDS Global Ltd zarządza licencjami i siecią franczyzową SOCATOTS i Brazilian Soccer Schools na świecie, Obecnie spółka posiada oddziały w dwudziestu krajach świata od Aruby po Zimbabwe. Absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego, gdzie studiował na kierunku Zarządzanie i Marketing. Szlify biznesowe zdobywał zarządzając lokalnym oddziałem organizacji studenckiej AIESEC oraz pracując kilka lat w Malezji i Niemczech jako doradca biznesowy i marketingowy. Obecnie, skupia się na globalnym rozwoju sieci franczyzowej SOCATOTS oraz Brazilian Soccer Schools ale również szkoli i doradza w zakresie franczyzy i sprzedaży. Prywatnie jest szczęśliwym ojcem dwóch córek, w chwilach wolnych biegaczem długodystansowym, na swoim koncie ma ponad 10 pełnowymiarowych maratonów.
WARTO KLIKnąć
SŁUCHAJ NAS NA
ODCINEK DO PRZECZYTANIA
Michał: Wróciliśmy na dobre. Dwa tygodnie temu słyszeliśmy wywiad z Kamilą Pępiak-Kowalską. Trochę się scoachowaliśmy, porozmawialiśmy sobie o delegalizacji jej zawodu i na koniec zapowiedzieliśmy gościa, który ma duże powiązania z Ameryką Południową i wiele osób uznało to, że może to są jakieś konszachty związane z Pablo Escobarem.
Mariusz: Właśnie chciałem powiedzieć, że chyba narkoz oglądałeś.
…
[00:00:00]
Michał: Wróciliśmy na dobre. Dwa tygodnie temu słyszeliśmy wywiad z Kamilą Pępiak-Kowalską. Trochę się scoachowaliśmy, porozmawialiśmy sobie o delegalizacji jej zawodu i na koniec zapowiedzieliśmy gościa, który ma duże powiązania z Ameryką Południową i wiele osób uznało to, że może to są jakieś konszachty związane z Pablo Escobarem.
Mariusz: Właśnie chciałem powiedzieć, że chyba narkoz oglądałeś.
Michał: Dementuje, to będą całkowicie inne rzeczy. Nasz gość jest dla mnie, powiem wprost Przemku zanim cię przedstawię, że trochę ci zazdroszczę, bo zajmujesz się piłką nożną, którą kocham, prowadzisz biznes na piłce nożnej, latasz po całym świecie, masz partnerów międzynarodowych, rozwijasz się w nieprawdopodobnym tempie i po prostu ja uwielbiam ciebie obserwować, to jest pierwsza rzecz, a po drugie, i do tego nawiążę w trakcie naszej rozmowy, kiedyś powiedziałeś jedną rzecz, to było parę lat temu, ale ją zapamiętałem i dzisiaj do niej wrócę, tak więc bądź gotowy. A naszym gościem jest Przemek Olewnik. Witamy cię bardzo serdecznie.
Przemek: Witam wszystkich słuchaczy i was też witam. Cześć.
Michał: Przemek na co dzień jest master franczyzodawcą. Dobrze to powiedziałem?
Przemek: Tak, master franczyzodawcą.
Michał: Czyli drugi po Bogu, można tak powiedzieć i zajmuje się, właśnie tak jak powiedziałem, piłką nożną. Ma sieć szkółek piłkarskich. Też dobrze powiedziałem?
Przemek: Tak, tak jest.
Michał: Na całym świecie.
Przemek: Tak, w 20 krajach.
Michał: 20 krajów, w których uczy się piłki nożnej.
Mariusz: Bardzo lubimy sytuacje, kiedy firmy ze Szczecina mają ekspansję światową.
Michał: Tak, jeszcze nawet tego nie powiedziałem, ten człowiek jest ze Szczecina, sobie siedzi spokojnie, rano sobie robi kawę, odpala komputer i patrzy sobie, co się dzieje na całym świecie.
Mariusz: Tu jest centrum zarządzania światem.
Michał: Niesamowite. Skąd ten pomysł w ogóle, jak to się zaczęło?
Przemek: Wiecie co, to ewoluowało przez 10 lat, bo ja zacząłem zajmować się tym, czym się zajmuję teraz dokładnie 10 lat temu, plus parę miesięcy. Ostatnio obchodziliśmy dziesięciolecie właśnie działalności w Polsce, ale wszystko zaczęło się trochę inaczej. Ja byłem w zupełnie innej branży, w ogóle nie związanej z piłką nożną i w pewnym momencie stwierdziliśmy wspólnie ze wspólnikami, zróbmy coś około piłkarskiego. Zbudowaliśmy centrum piłkarskie w Szczecinie, które wynajmowaliśmy drużynom, ludziom, żeby sobie grali.
Michał: Tak, takim amatorom jak ja, z brzuszkiem, którzy mogli sobie przyjść do was.
Przemek: Tak, przychodzili panowie 35 plus i grali, łupali sobie w piłę. Ja wtedy jeszcze byłem bezdzietnym kawalerem, ale już z narzeczoną, potem żoną, a potem urodziło mi się dziecko i powiem wam, ktoś kiedyś powiedział, że u faceta największa zmiana w głowie jest wtedy, kiedy rodzi mu się dziecko i mnie to dziecko się urodziło. Nie wiem, co się stało, ale to jest chyba jakaś chemiczna reakcja, która się zadziewa wtedy, bo nagle zaczynasz optykę przyjmować taką, że robisz wszystko dla swojego dziecka. I ja też zacząłem patrzeć na to, co robię przez pryzmat dzieci, czy to, co robię faktycznie jest pro dzieciowe. Tak się złożyło, zupełny przypadek, że kolega, którego poznałem w Malezji, bo tam swoje zdobywałem szlify biznesowe przez ponad 2 lata, wysłał mi artykuł, który był opublikowany we Wproście. Nawet mam ten egzemplarz Wprost do dzisiaj. Artykuł, który mówił o tym, że jest jakiś facet w Anglii, który wymyślił metodologię szkolenia dzieci, która bardzo mocno oparta jest na piłce nożnej, to była marka Socatots. Wtedy w ogóle nie słyszałem o niej. Pamiętajmy, to był rok 2009, między 2008 a 2009, ta metodologia wtedy miała tylko kilka lat, bo powstała w 2005. Przeczytałem artykuł i tam było napisane, że oni sprzedają licencję. W ogóle tytuł artykułu to była „Licencja na kopanie”. Jak ktoś pogoogluje, to na pewno znajdzie. Ja znalazłem ten artykuł, przeczytałem i powiedziałem, to jest dokładnie to, co chcę robić. Od razu. Tak naprawdę nie zastanawiałem się dwa razy i dosłownie dwa miesiące później lub trzy miesiące później już miałem podpisany kontrakt na master franczyzodawcę na Polskę. Z takim założeniem, że kiedyś zbuduję tutaj wielkie imperium. W mojej głowie kiedyś siedziało takie marzenie, że ja chciałbym po sobie pozostawić pozytywne dziedzictwo. Jakby po to się robi biznesy, żeby pozostawić po sobie dziedzictwo, a skoro się je robi dobrze, to pieniądze też wpadają i jakby zarabia się na nich. Takie było moje wewnętrzne przekonanie, jeśli chodzi w ogóle o podejście do przedsiębiorczości. Nie to, żebym chciał, żeby ktoś mi pomniki stawiał, ale chciałbym, żeby kiedyś ktoś za 40 lat wspomniał, to dzięki temu facetowi to i tamto. Pojechałem do Anglii, podpisałem kontrakt, wróciłem do Szczecina i w tym moim centrum sportowym zaczęliśmy robić pierwsze zajęcie, ale jakby Szczecin to wciąż było dla mnie za mało. Tak się znowu złożyło zupełnie przypadkiem, że mój bardzo dobry przyjaciel wrócił z Warszawy po sprzedaży swojego biznesu, a ja namówiłem go na wspólnikowanie. Przekonałem go tą swoją właśnie pasją, to jest takie fajne, naprawdę możemy robić dobre rzeczy dla dzieciaków, a jedyne czego nam brakuje, to pieniędzy i mądrości, jak to rozłożyć szerzej, bo to co tak naprawdę dostaliśmy z tej Anglii było mocno metodologiczne, jeżeli chodzi o pracę z dziećmi, ale mało biznesowe, bo facet, który wymyślił ten koncept w 1995 roku również był trenerem i jakby ta jego biznesowa część troszeczkę kulała. Zebrawszy się razem z tym moim wspólnikiem stworzyliśmy system, który w ciągu kilku lat rozprzestrzenił się w całym kraju, bo już w drugim roku działalności mieliśmy 5 oddziałów w 5 miastach, a potem kolejne lata przyniosły już kilkunastu, kilkudziesięciu franczyzobiorców w kraju i myślę, że na dzień dzisiejszy, nie zwracając trochę uwagi na COVID, to przynajmniej działamy w 50, 70 miastach w ponad setce lokalizacji, a na nasze zajęcia co tydzień uczęszczało ponad 5 tysięcy dzieci. To już jest taka dosyć gruba ilość i mówimy o małych dzieciach, bo mówimy o dzieciach, które najmłodsze mają 6 miesięcy. Jeszcze nie potrafią chodzić, więc to jest takie absolutne przedszkole, które ma zasiać miłość do sportu, przy okazji do piłki nożnej. I tak sobie prowadziliśmy ten biznes z sukcesami, był coraz większy, coraz mocniejszy i tak się złożyło, znowu zupełnie przypadkiem, to już trzeci przypadek, że główny właściciel spółki Socatots i Brazilian Soccer Schools, to powiązanie z Brazylią właśnie i Ameryką Południową w Anglii, zdecydował się, żeby sprzedać swój biznes i sprzedał go do dżentelmena, który wcześniej był menadżerem klubu Southampton. Nie menadżerem, przepraszam, chairmanem. Wysoko postawiona figura. To dzięki niemu, to za jego czasów stworzona była słynna Southampton Football Academy.
Michał: Jedna z lepszych.
Przemek: Która, można powiedzieć w cudzysłowie, wyprodukowała naprawdę wielkich piłkarzy. A jednym ze współtwórców tej akademii był właśnie Simon Clifford, czyli założyciel Socatots i Brazilian Soccer Schools i sprzedał temu panu swoją spółkę. My, jako jedni z narodowych franczyzo masterów, dowiedzieliśmy się o tej zmianie i stwierdziliśmy, super, takiego człowieka nareszcie potrzebujemy. Długo już pracowaliśmy z trenerem, który była naprawdę świetnym supportem, jeśli chodzi o to, jak prowadzić zajęcia, teraz chcielibyśmy współpracować z kimś, kto jest nad nami, kto jest również przedsiębiorcą, bardzo mocno doświadczonym. Naprawdę biznesy, które on prowadzi sięgają XVII czy XVIII wieku, tak to w Anglii bywa. Bardzo się ucieszyliśmy, natychmiast pojechaliśmy do Anglii, żeby z nim rozmawiać i od słowa do słowa, tak skrócę mocno, proces trwał prawie dwa lata, skończyło się na tym, że udało nam się kupić 50 procent udziałów w spółce matce. Ponieważ rozwiązania, które mieliśmy i które wprowadziliśmy w Polsce były na tyle dobre i na tyle uniwersalne, żeby mogły być zaaplikowane na całym świecie, że stwierdzono, że wartość, którą wnosimy do spółki jest na tyle wysoka, że możemy pomiędzy mnie, a mojego wspólnika, otrzymać za to 50 procent udziału w spółce i w ten sposób w 2015 roku, czyli już 5 lat temu, gdyż, gdy nagrywamy ten odcinek jest rok 2020 zaczęliśmy zarządzać biznesem międzynarodowym na skalę już globalną. A tak się złożyło, że mój pomysł, żeby pozostawić po sobie dziedzictwo, nagle okazało się, że mam tę szansę, żeby to dziedzictwo pozostawić nie tylko w Szczecinie, w Polsce, ale również na całym świecie i to był ten kolejny krok w mojej ewolucji, jako przedsiębiorcy. Zacząłem od tego, że zajmowałem się prowadzeniem zajęć piłkarskich dla maluszków w Szczecinie, potem zarządzałem siecią franczyzową w Polsce, a teraz zajmuję się zarządzaniem i rozrostem sieci franczyzowej na świecie. Nasze ostatnie nabytki to była Albania i podpisawszy Albanię działamy teraz w 20 krajach, ale również mamy takie, my to nazywamy, terytoria zamorskie, bo działamy na przykład na Arubie. Są takie trzy wyspy: Aruba, Curacao i Bonair. To są kolonie holenderskie. Są zależne od Holandii, aczkolwiek mają wciąż guldeny, więc czy traktujemy to jako państwo? No, nie. Jest to pod masterem holenderskim, aczkolwiek nasze zajęcia odbywają się właśnie tam na Arubie.
Michał: Ja sobie już wyobrażam widok z tego stadiony, czy z tej hali.
Przemek: Wyobrażasz sobie to?
Michał: Tak.
Przemek: Kiedy nam nasz holenderski master powiedział, że właśnie sprzedaje franczyzę na Arubie natychmiast w Google w wyszukiwarce zdjęć wpisałem Aruba i to jest to miejsce, gdzie jest biała plaża i różowe flamingi po niej chodzą. Jeżeli ktoś jest przedsiębiorcą, to wie, że wyjazdy służbowe można wliczać w koszty, więc tylko czekam na ten moment, kiedy będę mógł pojechać sobie na Arubę i do księgowości z pełną premedytacją, tu jest faktura, to był wyjazd służbowy, to była tak zwana wizytacja terenowa. Ja uwielbiam podróżować w ogóle. Ja już jako student, będąc w organizacji studenckiej AIESEC, może ci, którzy są przedsiębiorcami, którzy skończyli uczelnię ekonomiczną znają tą organizację, jej głównym celem było właśnie budowanie zrozumienia międzykulturowego poprzez wyjazdy międzynarodowe, poprzez praktyki. Ja właśnie na takiej praktyce byłem i od tamtego czasu jestem zakochany podróżowaniem, a prowadzenie tego typu biznesu daje taką możliwość. Daje taką szansę, że można, a jeżeli jeszcze ma się dobre relacje w tymi swoimi, skądinąd, klientami, to ja nie widzę problemu, żeby to również byli znajomi, których można odwiedzić sobie zupełnie prywatnie, co też już kilka razy uczyniłem. To jest po prostu bardzo miłe. Taka była ta moja droga od rzeczy niezwiązanych z piłką nożną, po możliwość dawania dzieciakom na świecie szansy, aby mogły dostać najlepszą możliwą metodologię szkoleniową już od żłobka praktycznie, czyli od momentu aż nie chodzą uczyć ich odpowiednich zachowań ruchowych i zachowań w ogóle, jako młodego sportowca poprzez uczenie techniki piłkarskiej, poprzez zachowania atlety, takiego rasowego sportowca, nie tylko okazjonalnego, po naprawdę wysoko zaawansowany trening, bo mamy chłopaków, którzy od kilku lat są już w premier league, mamy zawodnika Fulham, który zaczynał u nas jako 10 latek, jako mały taki chłopiec, który, można powiedzieć w cudzysłowie, przewracał się o własne buty, a dzięki pracy jednego z naszych franczyzobiorców na wyspie Jersey, to jest takie dziwne miejsce, trochę Anglia, trochę nie Anglia, który nota bene jest naszym head coachem, głównym coachem od spraw piłkarskich na świecie. To on przeprowadził tego chłopaka. Marlon Fossey, jeżeli ktoś chciałby sprawdzić, gra w Fulham, naprawdę niezły zawodnik.
Michał: Jest szansa, że za chwilę awansuje on do premiership, więc będziesz miał przedstawiciela w jednej z najlepszych lig świata.
Przemek: I to jest powód do dumy. Taki powód do domu trochę pośredni, bo oczywiście ja jestem osobą bardzo skromną i oddaję najwięcej pracy trenerowi, bo praca trenera i relacje, jakie zbudował z rodzicami przede wszystkim, ale również motywacja, jaką wsadził w dziecko, to ona powoduje te rezultaty, którymi potem my od tej strony biznesowej możemy się chwalić w naszym pamflecie, czy na stronie internetowej napisać, przyjdźcie do nas, może to wy będzie producentami kolejnego Lewandowskiego, kolejnego Marlona.
Mariusz: Ale jednak to było pod waszą egidą, to jednak jakąś cegiełkę do tego wszystkiego dokładacie. Umożliwiacie, że to może się wydarzy.
Przemek: Tak, bo to po pierwsze dzięki metodologii, to jest coś, w czym większość ludzi się zakochuje od razu, bo to jest metodologia, która wywodzi się z Brazylii, której historia też jest niesamowita. Piłka nożna powstała w Anglii, została wymyślona w Anglii, a następnie została wyeksportowana do innych krajów. Jedną z jej odmian, czyli futbol de salon, nie futsal, tylko protoplasta futsalu, futbol de salon, największą popularność zdobyła z Brazylii i w Argentynie i tam jest jej kolebka. Twórca tej metodologii jeszcze będąc nauczycielem w -fu w Anglii, legenda głosi, że podszywał się pod prezentera telewizyjnego, żeby nawiązać kontakt z ojcem jednego z zawodników ówczesnych canarinhos i udało mu się i w ten sposób zaprzyjaźnił się bardzo mocno z takimi słowami, jak świętej pamięci Socrates, czy Carlos Alberto. Nota bene Socrates grał w drużynie w barwach Socatots w pewnym momencie w Anglii w Garfonfau w klubie, który należał do naszej marki, więc tak to daleko zaszło. I on próbował zrozumieć, co tak naprawdę, gdzie tkwi sekret sukcesu Brazylii i okazało się, że sukces właśnie tkwi w futbol de salon, czyli metody szkolenia piłkarskiego, gdzie gra się taką małą piłką, rozmiar dwójka, mieści się w dłoniach mniej więcej, natomiast różnica jest taka, że jest bardzo ciężka. Ona waży ponad pół kilo i w ogóle się nie odbija, jakby zrzucona z wysokości 1 metra odbije się na 10 centymetrów, tak zwane 10 procentowe odbicie. To powoduje, że jakiekolwiek manipulacje tą piłką przy pomocy nogi powoduje, że źle uderzona nie ucieknie nam za daleko. To powoduje, że możemy bardzo szybko do tej piłki wrócić i wznowić trening. Jest taka bardzo fajna książka, polecam wszystkim, którzy są w branży doskonalenia się, samodoskonalenia, to jest „Kod Talentu”, „The Talent Code”. Daniel Coyle napisał tą książkę. My jesteśmy również w tej książce opisani, jeden rozdział cały jest poświęcony Brazilian Soccer Schools, właśnie temu, że talent tak naprawdę jest drugorzędny, że dużo ważniejsza jest ciężka praca i powtarzalność i budowanie tak zwanej pamięci mięśniowej, a futbol de salon, właśnie ta metodologia, pozwala na to, żeby wejść do tak zwanego głębokiego uczenia się, gdzie podświadomie zaczynamy budować pewne nawyki ruchowe i my na tym to opieramy. I tak naprawdę przywiezienie metodologii futbol de salon z powrotem z Brazylii do Anglii i zaszczepienie jej wśród małych dzieci spowodowało, że one bardzo szybko nabierały umiejętności technicznych, a wiedząc w jaki sposób nabieramy umiejętności, w ogóle jako ludzie, to jest tak, że nasz mózg jako dziecko jest zupełnie inny niż nasz mózg jako nastolatek i jako dorosły i mamy predyspozycje do pozyskiwania umiejętności i wiedzy zupełnie inną na różnych obszarach. My wierzymy w naszej metodologii i jak na razie nam się to sprawdza, że między 0 a 11 jest to złoty wiek na umiejętności fizyczne, ruchowe, na precyzję. Nie na strategię, nie na taktykę, na to przyjdzie czas, coś, czego mogę nauczyć 5 latka, 6 latka, w ciągu jednego roku, będę potrzebował 3 lat na pracę z 13 latkiem. I vice versa, 6 latek nie nauczy się taktyki piłkarskiej. Będę potrzebował roku, zmarnuję rok czasu na ustawienie na boisku coś, co z 13 latkiem zrobię w 1 miesiąc. My, można powiedzieć tak, efektywnie wykorzystujemy predyspozycje ludzkiego mózgu do uczenia się. Im wcześniej, ten nasz trening jest taki dostosowany do predyspozycji uczenia. Tak w skrócie można powiedzieć. Stąd też sukces tej metodologii. Oczywiście w pewnym momencie trzeba zacząć wprowadzać taktykę, żywienie, fitness, rozgrywki. Natomiast to jest wszystko w odpowiednim momencie i jak na razie to się sprawdza.
Michał: Naprawdę bardzo fajnie się tego słucha, to jest tak poukładane, wręcz jak w bloczkach takich i to wszystko macie rozpracowane do perfekcji. Myślę, że z tego też bierze się sukces tego projektu. A ja bym chciał się ciebie zapytać tak, bo wspomniałeś 20 krajów, mnóstwo szkół, oddziałów i tak dalej, i to jest na pewno plus, ale ja chciałem zapytać ciebie o taką rzecz, to są też różne style prowadzenia biznesu, to są różne style nawet kulturowe i powiedz mi, jak to wszystko godzisz? Bo wiesz, tutaj mówisz, tu jest Aruba, tutaj Wielka Brytania, tam gdzieś wyluzowani może latynosi i jak ich wszystkich tak ogarnąć, żeby to funkcjonowało według tych zasad?
Mariusz: Jeszcze z perspektywy, jakby polskiego biznesu, który też ma swoje naleciałości, gdzie ja to mówię, że ciągłą walkę toczymy w Polsce prowadząc biznes, to jeszcze w kontekście tego, co mówiłeś, co może niektórzy mają taką blokadę, że z Polski zainwestowaliście w firmę, która jest w Anglii, a nie odwrotnie, że ktoś eksportował tutaj do Polski, przyszedł całkowicie z kapitałem, tylko wy z pewną wiedzą i kapitałem weszli w biznes w Anglii. W drugą stronę.
Przemek: Tu myślę bardzo dużą rolę odegrało moje wychowanie biznesowe. Ja wychowałem się w rodzinie, w której tak naprawdę nigdy nikt nie pracował u kogoś, zawsze pracowało się na swoim i ja praktycznie od dziecka widziałem moich rodziców tylko i wyłącznie prowadzących własne biznesy.
Mariusz: W grupie unemployable. Niezatrudnialnych.
Przemek: Tak. Mój ojciec swój pierwszy biznes założył w 1978 roku bodajże, jeszcze w czasach, kiedy było to głęboko nielegalne.
Mariusz: Własność prywatna samo zło.
Przemek: Moja babcia też prowadziła, mój dziadek, ja jeszcze kojarzę moich pradziadków, którzy urodzili się i prowadzili biznesy jeszcze przed wojną. Czyli po pierwsze to wychowanie, chęć bycia przedsiębiorcą lub wręcz nieumiejętność zobaczenia siebie w innej roli. Oczywiście, jako młody człowiek, musiałem gdzieś zdobyć szlify i też udało mi się tak dzięki szczęściu, że pracowałem w projektach tylko i wyłącznie międzynarodowych. Moja pierwsza praca w Szczecinie na trzecim roku studiów, pracowałem w agencji reklamowej, a zostałem do niej zatrudniony tylko i wyłącznie dlatego, że moja umiejętność mówienia w języku angielskim była na tyle duża, że przewyższała wszystkich kijekantów, którzy byli wtedy w tej agencji. A nie wiem, czy pamiętacie, w dawnych czasach, w latach 90, do Polski weszła firma Radisson i tam cały zarząd Radisson SAS był angielskojęzyczny i pani, która była dyrektorem marketingu również była angielskojęzyczna. A ta agencja zdobyła kontrakt na promowanie ich takiej działalności konferencyjno-organizującej, ale to był jedyny Radisson w całej Polsce. Ja współpracowałem przez długo ponad pół roku właśnie z tą panią, mój język był angielski. Bardzo krótko po tym tak się złożyło, że wyjechałem na praktykę studencką również za granicę, do Azji, gdzie moim szefem był Chińczyk, Malezyjczyk chińskiego pochodzenia. A tam to jest kocioł kulturowy. Tam pracuje się w jednym biurze z Hindusem, z Malezyjczykiem, z Malajem, z Chińczykiem, a do tego jeszcze było nas tam 12 praktykantów praktycznie z każdego kraju na świecie. Taka była atmosfera, w której ja dorastałem biznesowo, więc gdy wróciłem do Polski dla mnie to była normalność. Dla mnie nienormalnością była tak zwana polska zaściankowość, która zniknęła w ciągu ostatnich 20 lat, ale rzeczywiście mogła taka być. Ja pamiętam taki komplement, który bardzo często słyszałem, który mi było bardzo miło słyszeć, od kilku osób, mówili o mnie, Przemek, to ty jesteś takim obywatelem świata. Tak myślę, o czym oni w ogóle mówią, przecież to jest takie normalne. Natomiast teraz im bardziej z perspektywy pokornie na to patrzę, to faktycznie można by to tak zobaczyć, bo ja nie miałem przywar limitujących mnie. Nawet to myślenie, że chciałbym po sobie zostawić dziedzictwo, to przecież takie niepolskie, przecież powinniśmy być skromni.
Mariusz: Rozmawialiśmy o tym z naszym poprzednim gościem, że to chwalenie się, czy jak coś komuś się udało, to tak nie do końca warto się tym chwalić, nie wypada.
Przemek: Dzięki temu lub przez to może też nie widziałem różnych rzeczy, które się w Polsce działy, bo nie interesowało mnie to tak bardzo. Ale jedną z osób, która też hołduje takiemu samemu przekonaniu jest Grzesiak, który jest, trudno powiedzieć kim on jest teraz, natomiast na pewno jest człowiekiem, który motywuje innych do działania i bycia sobą. I on mówił, że on jakby patrzy na siebie, że on zbudował siebie jako obywatela świata. Tak z założenia, taką chce mieć metkę na sobie. Ostatnio nawet chwalił się na Facebooku wielkim tatuażem na plecach właśnie symbolizującym to, że jest obywatelem świata. Niektórzy ludzie mogą uznać, że to jest przesada, ja uważam, że jeżeli on w to naprawdę wierzy, to jest super, bo on taki jest, on jest taki prawdziwy. I teraz, niektórzy ludzie musieli dokonać pracy, aby stać się obywatelami świata, mnie przez to, że w takim dorastałem otoczeniu, takich wyborów dokonałem jeszcze na studiach, udało mi się, że tym obywatelem świata stałem się tak jakby zupełnie przy okazji. To nie był mój cel. To nie było tak, że ja wyjechałem na praktykę za granicę, ponieważ chciałem stać się obywatelem świata. Odwrotnie. To było tak, że ja się stałem nim po prostu i może dlatego nie miałem limitujących przekonań, które by stwierdziły, ale co to ja w ogóle, chłopak ze Szczecina, OK no udało nam się. Udało, takie fajne słowo, nie to, że wypracowaliśmy nasz sukces w Polsce, ale udało nam się w tej Polsce, czego my tam będziemy szukać u faceta, którego biznes datuje się na 1720.
Mariusz: I teraz wchodzimy na właściwe tory myślenia przedsiębiorcy z Polski.
Przemek: W ogóle mi to nawet przez myśl nie przeszło, bo pomyślałem sobie, a dlaczego nie? W czym my jesteśmy inni? To, że nasz język angielski nie brzmi tak dostojnie jak brytyjski? Ale nie musi, nie musi brzmieć dostojnie. On ma być zrozumiany i trzeba umieć zbudować relacje z innymi ludźmi, a to jest już międzynarodowe. Jakby przez to właśnie, wracając do pytania, jak radzimy sobie, jak radziliśmy sobie z różnicami kulturowymi. Znowu, bo to jest to coś, czego mnie nauczyła organizacja studencka, w której byłem, której głównym celem było budowanie wrażliwości kulturowej. To był główny cel. AIESEC powstał po Drugiej Wojnie Światowej jako odpowiedź na to, że jedną z głównych przyczyn Drugiej Wojny Światowej i ludobójstwa, które wtedy było, był brak chęci zrozumienia innej kultury i pogarda dla tej innej kultury, coś, co dzisiaj niestety na świecie znowu zaczyna wyłazić trochę z podziemi.
Mariusz: To mi przyszło to też na myśl, Przemku, w którym momencie to wszystko źle skręciło, że wracamy do tego, co było?
Przemek: Dokładnie. Niestety to są ludzie, którzy nie czytają książek z historii, nie uczą się z historii.
Mariusz: Ale też nawet nie wychodzą poza swoje środowisko, poza swój krąg, nie widzą, że ci ludzie, którzy są inni, nie należy się ich bać w żaden sposób. Oni po prostu są inni i tacy są. My dla nich też jesteśmy inni.
Przemek: Tak jest. I teraz, ja będąc jeszcze w organizacji studenckiej, można powiedzieć, na siłę wtłaczałem się w sytuacje niewygodne. Konferencje międzynarodowe, pamiętam mój pierwszy wyjazd do Azji, to był rok 1995, pojechałem do Hong Kongu wtedy, czy w 1996, jakieś zamierzchłe czasy. Hong Kong wtedy jeszcze był kolonią brytyjską. Dzisiaj właśnie wrócił do Chin już tak na maksa.
Michał: Słyszymy dość takie niepokojące wieści.
Przemek: Ja jeszcze pamiętam Hong Kong brytyjski. To wrzucanie się w takie niewygodne sytuacje, to było coś, co mnie kręciło. Ja nosiłem zegarek na drugiej ręce po to, żeby poczuć się niekomfortowo, bo to były rzeczy, które uczyły nas otwartości i dzisiaj nie mam z tym absolutnie żadnego problemu. Oczywiście, wspomagam się wiedzą naukową. Mam tą niesamowitą przyjemność, że prowadzę wykłady na Zachodniopomorskiej Szkole Biznesu z negocjacji i również wplatam w to temat negocjacji międzykulturowych, a tu jest bardzo fajnie stworzony taki naukowy wykres takich osi, które rozróżniają różnego rodzaju kultury biznesowe i teraz, umiejętność zidentyfikowania te kultury innej niż nasza, pokazuje nam, gdzie mogą być osie tarcia i musimy się po prostu na nich skupić tylko, gdy jesteśmy w interakcji z kimś z innej kultury. Ale z drugiej strony też pamiętać, w cudzysłowie, kto komu sprzedaje i kto ma górną rękę w negocjacjach i po prostu mądrze tym zarządzać i być zawsze tolerancyjnym i miłym. Zawsze. Jeżeli my będziemy, to ktoś inny też będzie i gdzieś tam się spotkamy po drodze.
Michał: A nie korciło cię, jako obywatel świata tak jeździsz, obserwujesz, zjeżdżasz, mówisz, a może bym jednak ten Szczecin zamienił właśnie nawet na to Southampton portowe, czy cokolwiek innego, czy jednak jesteś mocno związany z naszym miastem?
Przemek: Jestem mocno związany, ponieważ, znowu, to były takie etapy. Ja dużo byłem poza Szczecinem, w sumie prawie przez 10 lat, jeszcze w czasach studenckich i tuż postudenckich. To było ten moment, kiedy można było sobie po prostu śmigać w prawo i w lewo. Ja zagrzałem miejsce w Kuala Lumpur, w Hamburgu, w Berlinie, jako student lub tuż postudent, bo to był taki moment właśnie. To był ten moment, kiedy można było sobie pozwolić na to, żeby gdzieś tam sobie śmigać. A dzisiaj, OK, może Szczecin to nie jest najbardziej takie miasto, w którym się dzieje, widziałem inne i mam porównanie, natomiast ja wychodzę z takiego założenia, że miejsce gdzie jesteś bardzo zależy od ciebie. Ja uwielbiam biegać, a Szczecin ma najfajniejszy Central Park jaki tylko może być. Ten nowojorski może się schować, naprawdę, bo nowojorski można śmignąć w kółko w godzinę, a założę się, że jak ktoś wybiegnie spod trzech orłów i dobiegnie do Polic lasami i jeszcze będzie chciał wrócić, to mu to zajmie przynajmniej z 4. I chociażby to i to, że pod nosem mam Las Arkoński z jego górkami i przepięknymi wąwozami, to tutaj mam przyjaciół.
Mariusz: To jeszcze zareklamujemy Syrenie Stawy, wszystkie te okolice.
Przemek: Dokładnie. To są przepiękne rzeczy, więc to trzeba nauczyć się lubić to, co się ma. A wiecie, właśnie przez to, że mam tych swoich przyjaciół, współpracowników, jakkolwiek ich nazwę, zależy z której strony na nich spojrzę, to ja wiem, że mam szansę powiedzieć sobie, mam tak zwaną metę. Mam doskonałych przyjaciół w Indiach, również w Turcji, w Zimbabwe, w Australii, w Kanadzie, na Arubie. Do każdego mogę zadzwonić i z każdym, jeżeli tylko jest to odpowiedzialne finansowe, mogę się spotkać i nie muszę tam mieszkać. OK, teraz jesteśmy trochę uzależnieni od tego, kiedy samoloty latają, jak jest trochę covidowo dookoła, ale wyobraźmy sobie taką sytuację jeszcze ze stycznia tego roku. Teoretycznie mogliśmy wsiąść w samochód, do Berlina dojechać w półtorej godziny, w dwie, wsiąść w samolot i w ciągu 12 godzin być w Singapurze. To samo, możemy wsiąść w pociąg w Szczecinie i w ciągu 12 godzin być w Białymstoku. Też możemy. To jest tylko kwestia pieniędzy. Tu jest podróż i tu jest podróż, tu kosztuje trochę więcej, tu kosztuje trochę mniej.
Mariusz: Jesteś kolejną osobą, która o tym mówi bardzo fajnie, że o tym przypominamy, że Szczecin geograficznie jest tak położony, że stąd można bardzo szybko wydostać się na świat.
Przemek: Wszędzie.
Mariusz: Jak to było Michał, że ze Szczecina jest bliżej do 5 innych stolic europejskich niż do Warszawy?
Michał: Do 5 może nie, ale mamy Berlin, Pragę, Kopenhagę i dopiero później mamy Warszawę.
Mariusz: Ale ten właśnie Berlin wbrew pozorom jest dla nas takim oknem na świat, bo już stamtąd, to już tylko wyobraźnia nas ogranicza i trochę finanse.
Przemek: Ja miałem to szczęście i trochę żałuje, że tak późno, żeby pomieszkać trochę w Berlinie. I to w Berlinie roku 2002, kiedy jeszcze ten tzw. wschodni Berlin różnił się trochę od Berlina zachodniego, ja mieszkałem na Prenzlauer Berg, dzisiaj jest, to najbardziej hipsterska dzielnica gdzie apartamenty kosztują krocie. My wtedy za dwu sypialniany apartament płaciliśmy 500 euro.
Mariusz: To prawda. Mam rodzinę akurat w Berlinie i wiem, że ten Berlin wschodni, czyli dzielnica Mitte są bardzo popularne.
Przemek: Tak, dokładnie.
Mariusz: Wszyscy właśnie tam.
Przemek: To miejsce wtedy w 2002 – 2003 roku było takie, że na ulicy na Prenzlauer Berg słyszało się głównie język obcy. Gdy słyszało się, że ktoś mówi po niemiecku, to był chyba jakiś podróżny, który się gdzieś zgubił. Zazwyczaj tam Niemców nie było, więc to też było takie fajne międzynarodowe towarzycho.
Michał: W których latach były twoje podróże, to był 1995-1996?
Przemek: Zacząłem między 1995 a 2003.
Michał: To powiem Ci tak, nie dość, że to były czasy, jakie były, trochę inne niż teraz z tą otwartością i możliwościami tak powiedziałeś. To jednak, stawiając siebie albo twoich rówieśników to widać, że tutaj całkowite inne podejście do życia, rozwoju osobistego. Już wtedy było ono widoczne u ciebie. I dziwie się, że Justyna Cię przetransferowała do Zachodniopomorskiej szkoły, bo ona wyszukuje takie smaczki jak ty i ja bym chciał cię zapytać o jedną rzecz. To doświadczenie, które zbierałeś i zbierasz we współpracy z kontrahentami z całego świata, to jest przeogromny materiał wiedzy, umiejętności, czy lifehacków biznesowych, które warto zaimplementować. Gdybym ciebie zapytał jak przez te lata doświadczeń, podróży poznawania ludzi, czy tych przyjaźni światowych, to gdybyś miał 3 rady, nam takim przedsiębiorcom, dać, aby dziś nam wszystkim ruszyło do przodu, to co by to było?
Przemek: O rany.
Michał: Tylko trzy, resztę to ja będę cię namawiać, żebyś otworzył jakiegoś bloga, podcast, napisał książkę, cokolwiek innego.
Mariusz: Albo częściej do nas wpadał.
Michał: Zapraszamy na kawę częściej.
Przemek: Bardzo chętnie już przyjmuje zaproszenie. Trudno mi powiedzieć o trzech radach. Może powiem o sobie, jak ja zacząłem sobie układać rzeczy w głowie. Ja jestem z takich osób, które uwielbiają słuchać książek audio. Mam na tyle mało czasu, żeby usiąść z książką papierową i poczytać, to jest luksus, na który mnie niestety nie stać, ale z racji tego, że biegam dużo i czasami jeżdżę samochodem, to słucham książek. To jest pierwsza rzecz, którą polecam każdemu. Jest kilka takich książek, które należy obowiązkowo wysłuchać, które na 100% postawią nas jako przedsiębiorców od razu z przodu na linii startu. Już nie będziemy musieli się łokciami przepychać. Książki ewoluują, niektóre się trochę dezaktualizują, ale jest taka jedna bardzo stara książka, może ją znacie, „Getting things done” Daevida Allena. To jest książka, która na mnie wywarła niesamowite wrażenie, bo ją czytałem pierwszy raz, słuchałem pierwszy raz bardzo dawno temu. Gdy tylko wyszła na światło dzienne, wtedy subskrybowałem taką fajną gazetę Fast Company, to było o takich nowinkach biznesowych w Ameryce i tam była mowa o tej książce i był wywiad z nim. Pamiętam, że wtedy zasubskrybowałem sobie na Odybol, to jest ten serwis Amazona, gdzie się słucha książek i właśnie to była moja pierwsza książka, którą kupiłem wtedy na Odybol. Przyznam wam się, że przez pierwsze 3 lata słuchałem ją co pół roku. On w książce napisał, żeby do niej wracać trochę jak do przewodnika. Ja faktycznie wracałem do niej, bo mądrości, które są w niej zawarte takie prostej i zwyczajnej produktywności, logicznego podejścia do planowania, do planowania projektu. On to nazywa to naturalny model planistyczny, który opiera się na naszym życiu codziennym. To jest pierwsza rzecz, umiejętność mądrego patrzenia na zarządzenia projektem, na planowanie, wykonywanie działań. Jasne dzisiaj minęło 20 lat od tego czasu. Można skończyć studia z zarządzania projektami, jasne to wszystko jest takie bardzo dokładne, ale wiele osób trochę robi rzeczy na czuja. I teraz wśród przedsiębiorców, mam nadzieję, jest ich coraz mniej, ci, którzy wciąż robią rzeczy na czuja, gdyby przeczytali tą książkę to nagle jakiś duży obszar ich codziennej pracy jako przedsiębiorca. Zobacz, siedzimy przed mailem, musimy coś napisać, coś stworzyć, zrobić, pójść, załatwić to takie systemowe podejście do zarządzania zadaniami, działaniami i rezultatami jest super przydatne. To jest pierwsza rzecz. Druga rzecz, która bardzo pomaga, to jest umiejętność ustawienia się w świecie. Gdzie ja jestem i po co tu jestem? To jest filozoficzne pytanie, po co jestem? Coś, czego nas próbowano uczyć na studiach. Jaką masz wizję? Jaka jest misja, tego, co robisz? Wszyscy się trochę podśmiewali i mówili, że jakieś pierdu, pierdu to w ogóle nie ma znaczenia. Aczkolwiek ostatnio wysłuchałem książkę, która się nazywa Star with Why „Zacznij od dlaczego” Simona Sinka, który też napisał kolejną książkę Leaders Est lAST „Liderzy jedzą na końcu”. Ona jest też trochę o zarządzaniu naszymi zachowaniami, ale o tym Star with Why to niesamowite wywarło na mnie wrażenie, ponieważ właśnie ona pozwala zrozumieć powody, dla którego, po co ja jest, po co to robię, jest? I nie chodzi o pieniądze tylko o budowanie dziedzictwa, to pozostawienie po sobie czegoś namacalnego. To jest, to co mi przyświecało, a ta książka pozwoliła to tylko usystematyzować w sposób odpowiedni, poukładać rzeczy na półkach. To jest ta druga rzecz taka bardzo fajna, ważna. Trzecia rzecz, z racji tego, że ja jestem straszliwym gadżeciażem, co powoduje we mnie, że jestem łatwym targetem na sprzedaż. Mój poziom decyzyjności jest bardzo niski. Wystarczy, że coś zobaczę i zastanawiam się, ale by było fajnie, gdybym tego używał. Lubię otaczać się gadżetami, a że ostatnio gadżety mogą mieć formę soft waru lub jakiejś usługi to otoczyłem się i swoje zadania różnymi narzędziami elektronicznymi, które pozwalają mi zapanować i tak ja Deavied Allan mówił, co wyjdzie z twojej głowy do zaplanowanego systemu, do którego wiesz, że będziesz wracał, to nie martwisz się, nie jesteś cały czas w pozycji spiętej tylko zrelaksowanej. Umysł jak woda, który się pięknie luzuje. Ja wszystko, co robię mam w systemie. Używam takich systemów jak Trello, Asana, Gira w zależności z kim współpracuje, ale mój osobisty to jest Trello. Używam go, jeżeli chodzi o współprace z naszymi oddziałami, to powoduje totalne wyluzowanie. Gdyby ktoś mnie dzisiaj zapytał, co masz zrobić, ja mogę powiedzieć, że nie wiem, ponieważ nie muszę wiedzieć, ponieważ każdego poranka mój dzień zaczyna się od otwarcia Trello, przejrzenia kart i list w odpowiedniej sekwencji, którą mam zapisaną, przejrzenie mojego kalendarza, przejrzenie moich przypominajek. Jest kilka miejsc, do których na pewno muszę wrócić, ale dzięki uprzejmości śp. Steva Jopsa to wszystko jest w jednym miejscu zsynchronizowane, więc to jest to. Wiedza, umiejętność postawienia się w świecie i znalezienia mojego sensu oraz odpowiednie onarzędziowanie się i pilnowanie i tych narzędzi. To były te moje 3 rzeczy, o które mnie zapytałeś i zaskoczyłeś mnie tym pytaniem.
Michał: To jest miód na moje serce, bo mam bardzo podobne przemyślenia. Właśnie teraz kończę swój pierwszy kurs o produktywności i wiem, że teraz mój czas standardowej pracy, który miałem, on się dość mocno zmienił przez sytuację, która nas gdzieś tam spotkała i zaczęłam mocno przewartościowywać swoje priorytety, haylaity i jakieś inne rzeczy. Wróciłem do GTD, bo to jest jedna z niewielu książek, które nie sprzedałem, ona zawsze u mnie będzie. I rzeczywiście to miało duży wpływ na mnie. Kolejna rzecz, którą powiedziałeś ap ropo znalezienia sobie miejsca na świecie, to to jest ten cytat, który sobie zapamiętałem. Nie pamiętam, na jakim to było szkoleniu, ale słowa zapamiętałem, więc widzisz, ważniejsze jest to, że ten przekaz do mnie trafił. Pamiętam, że jak siedzieliście nad konceptem otwarcia tych szkół, to powiedziałeś, że zrobiliście sobie taką linię czasów życia. Pamiętasz tak?
Przemek: Już pamiętam.
Michał: Właśnie. I powiedzieliście sobie wtedy tak: Słuchajcie, zazwyczaj w dzieci inwestuje się we wczesnym wieku, bo wtedy każdy chce, żeby ono się rozwijało, żeby chodziło na spory.
Mariusz: Robimy się dzieciotentryczni.
Michał: Właśnie. I tutaj sobie wyskalowaliście. Uznaliście, że to jest ten moment, apotem tylko wtedy kiedy ludzie umierają. To był ten drugi taki slot, że tak powiem, na którym się zarabia, bo potem pomagamy starszym z tej wdzięczności. Pamiętam, że pomyślałem, jak oni perfekcyjnie przeprowadzili bayerpersonal proces, nie ruszyliście na hura, bo przecież, dlaczego by nie robić grup dla nas, dla innych.
Przemek: Chcesz powiedzieć, że strategia jolo się nie sprawdza?
Mariusz: No nie tutaj właśnie był ten przykład, kiedy można było to zrobić. To było 7-8 lat temu, kiedy wy byliście tylko w Polsce. I teraz ta strategia, która wtedy była, te długofalowe myślenie. Podejście, konsekwencja postawiła was w miejscu, w którym tez jesteście i to jest niesamowite dla mnie. I to pamiętam do dzisiaj.
Przemek: Taką mieliśmy hipotezę, że nawet powiedzieliśmy, że patrząc na linie życia, jest moment, kiedy człowiek się rodzi i moment kiedy człowiek umiera. To ktoś inny za niego płaci na kilka miesięcy przed jego narodzinami oraz kilka lat do środka i kilka lat przed twoją śmiercią i lata po twojej śmierci, bo opieka nad grobami itd. też kosztuje. To są takie biznesy, gdzie jesteś użytkownikiem, jesteś juzerem, a nie kupującym, więc to są te miejsca do wygospodarowania, szczególnie że tam budżety są oparte nie na racjonalnych wyborach, tylko i wyłącznie na emocjach. Zbudowanie modelu biznesowego sprzedaży to ta główna myśl, która przyświecała.
Michał: Pamiętam, że po tym spotkaniu, kurde no zagospodaruje ten okres 0,5, to może poszukam po siedemdziesiątce jakiegoś biznesu dla siebie.
Przemek: Od tamtego czasu, rzeczywiście chyba dawno o tym opowiadałem, od tamtego czasu jest cała masa świetnych biznesów, które zagospodarowują minus 9 miesięcy zero lub zero do pięć. Zupełnie nowych niekonkurujących ze sobą.
Michał: I cały czas bum jest na to.
Przemek: Bum jest, oczywiście, że tak. Statystyka jest bardzo prosta. W Polsce, jeżeli weźmiemy jakiekolwiek miasto, to 1% społeczeństwa tego miasta jest w danym jednym roczniku tzn., że w 100 tyś. mieście co roku rodzi się tysiąc dzieci. Statystycznie co oznacza, że rodzi się około 3 dzieci dziennie w 100 tyś. mieście i to się wszystko skaluje. I teraz, jeżeli patrzymy na to, jaki jest średni dochód brutto, jakie są koszty nieruchomości w danej lokalizacji to bardzo łatwo przeliczyć sobie biznesowo jaki tam leży potencjał. Mając ten potencjał w odpowiednich liczbach, a umówmy się w dzisiejszych czasach marketing online, to jest już po prostu pestka, jeżeli się zna odpowiednie strategie i używa się odpowiednich narzędzi, to potem jest kwestia doboru intensywności doboru działań budżetu reklamowego. Albo robisz klik, albo swypap i już jesteś.
Michał: I już docierasz do grupy, to jest odpowiednie wygerterownie i to sobie idzie.Wspomniałeś kilkukrotnie, że masz taki pomysł, żeby coś zostawić po sobie, czuć się spełnionym. Czy zbliżasz się do tego momentu, czy uważasz, że jeszcze trochę jest do zrobienia?
Przemek: Jeszcze trochę jest dużo do zrobienia. Pozostawienie po sobie czegoś to jest bardzo trudne, bo to tak naprawdę okaże się na moim pogrzebie, co zostanie powiedziane. Wiem, że są takie warsztaty, które zaczynają się od tego, żeby napisać swoją mowę pogrzebową, więc zapraszam wszystkich na mój pogrzeb, który odbędzie się jakoś tam w przyszłości i wtedy usłyszycie, za co będą mnie ludzie pamiętać. Dzisiaj jest tak, że jesteśmy w 20 krajach. Krajów, w których możemy być, jest jeszcze przynajmniej 80. W tym tępię przyrostowym, będziemy tam za 15 może 20 lat. Ja wtedy będę facetem po sześćdziesiątce i zobaczymy, co się w międzyczasie wydarzy. Dzisiaj mój fokus jest tu, ale zauważyłem, że zbierając wiedzę, doświadczenia popełniając błędy przez lata, ja chciałbym się nimi dzielić z innymi ludźmi. To, co wspominałeś, żeby otworzyć jakiegoś blooga czy coś, śmieszna sytuacja, bo 3 dni temu stworzyłem swoją stronę na Facebooku: Przemek Olewnik Pro – i zrobiłem ją dokładnie, wtedy kiedy twoje zdjęcia wyskoczyły na Facebooku i też zrobiłeś sobie stronę na Facebooku Pro i sobie pomyślałem, no kurcze jakie sprzężenie. Jeszcze na tej stronie nic nie ma, na razie ją buduje. Mam 45 lat dzisiaj jak to nagrywamy, trochę już udało mi się zrobić rzeczy i dobrych i głupich i z sukcesem i z absolutną porażką pora się tym dzielić. Ja odnajduję się bardzo mocno na wykładach, które robię raz na jakiś czas na Zachodnio-Pomorskim. Uwielbiam to, uwielbiam się dzielić wiedzą, szczególnie taką, na której się znam, bo mam doświadczenie. Dzisiaj jest ileś obszarów, w których zauważyłem, że mam taki to się po angielsku nazywa cage of knowledge, czyli klątwę wiedzy gdzie dochodzisz do takiego stanu, że wiesz na tyle dużo na temat danego tematu, że aż trudno ci zacząć od początku.
Michał: Wszystko się wydaje oczywiste.
Przemek: Wszystko się dla ciebie wydaję oczywiste, więc jak o tym będę mówił, to przecież każdy to wie, a nagle się okazuje, że nie, że tak nie jest. Wiem już, że już są sposoby jak zebrać swoją wiedzę. Ostatnio też jestem po lekturze bardzo fajnej książki „Ask”. Jest tak świeża w mojej głowie, że aż nie pamiętam autora, aczkolwiek mówi on o czymś, co jest niesamowite, to jest tzw. kampania Ask, która zadaje pytania, która pozwala zbudować twoje portfolio produktów usług na podstawie zadanego pytania. Zadajesz pytanie, co w obecnej chwili w twojej branży, w której obecnie jesteś, jest twoim głównym numer 1 wyzwaniem? Odpowiedz, jak najgłębiej potrafisz. Wczoraj wysłałem do mojej sieci taki formularz, żeby odpowiedzieli. I w ten sposób stwierdziłem, że zacznę badać co, ludzi boli w ramach obszarów, na których się znam, bo gdy zrozumiem, co ich boli, to będę mógł stworzyć szkolenie, kurs, książkę. Nie dlatego, że mam taki kaprys napisania książki, bo moim zdaniem to jest bzdura i trochę szkoda czasu, ale jeżeli faktycznie okaże się, że z pogłębionego zapytania ludzie w negocjacjach głównie mają problemy z tamtym i owym, to naglę okazuję się, że, to jest rynek. Skoro się na tym znam, to nie będę się skupiał na wszystkim tylko na tych konkretnych czterech rzeczach, a następnie będę starał się popchnąć to do przodu. Słyszałem kiedyś taką fajną informację, że na każde 10 tyś. ekspertów specjalistów absolutnie topowych, którzy mają za sobą 10 lat doświadczenia, że na każde 10 tyś. ekspertów jest tylko 1, który potrafi tą wiedzę sprzedać. Ja uznałem, że chce być tą jedną osobą i to jest coś, czego, chciałbym się nauczyć. Sprzedaję tą wiedzę na temat franczyzy, codziennie, to jest moja praca. Co tydzień mam rozmowy z moimi franczyzodawcami, rozmawiamy o strategiach, o wszystkim. Od tego, gdzie zarejestrować stronę internetową po to, jaką strategie objąć przy stosowaniu marketingu onlinowego. I wszystko, co jest w ramach tego naszego biznesu ja muszę się na tym znać, bo muszę umieć na to odpowiedzieć. I pomyślałem, że to już wiem, teraz pytanie, czego oni nie wiedzą konkretnie. Pomyślałem, że trzeba od czegoś zacząć i wpadła mi ręce właśnie ta książka, bo wiele osób już o niej mówiło. To jest ten moment, ten start, jeśli chcesz coś zrobić, masz jakiś know haw, który chcesz sprzedać, to bardzo rzadko jest tak, że ludzie chcą kupić, to co chcesz sprzedać, ale jest tak, że w ramach twojego know how, na którym się znasz, są cztery obszary, gdzie ludzie rzeczywiście są gotowi wyciągnąć portfel i zapłacić. Trzeba ich tylko w sposób mądry zapytać, co to jest i ile są w stanie za to zapłacić, jak bardzo ich to boli? I książka pod tytułem „Ask”, którą wszystkim bardzo polecam, mówi dokładnie o tym. Książka trwa 6,5 godziny, z czego pierwsze 3 godziny to martyrologia historii autora, ale kolejne 3 godziny to jest przepis krok po kroku do tego stopnia, że musiałem zwolnić odtwarzanie do 1,5, żeby zdążyć spisywać wszystkie kroki. Gdy się kupi tą książkę oficjalnie, to w książce jest podany adres strony internetowej, która zweryfikowaniu ciebie daje ci dostęp do różnego rodzaju narzędzi. Jednym z tych narzędzi jest deep dayz server, który wczoraj wysłałem do mojej sieci i czekam na odpowiedzi.
Michał: To ja po nagraniach udaję się po zakupy.
Mariusz: Ja już wygooglałem.
Michał: Widzisz, Mariusz nie próżnuje.
Mariusz: Ten autor ma bardzo francusko brzmiące nazwisko.
Michał: Złamiesz sobie na nim język.
Mariusz: Ryan Levesque.
Mariusz: Przemku ja bym chciał cię zapytać odnośnie samego modelu franczyzodawca, franczyzobiorca.
Michał: O właśnie to też chodziło mi po głowie.
Mariusz: Bo jest dużo legend, mitów, przekonań jedni mówią, że to jest spoko, inni mówią, że to jest wyciąganie kasy przez franczyzodawcę, ale patrząc jak, to funkcjonuje, jeżeli jest, to mądrze poukładane to chyba to jest spoko model biznesowy. Czy to jest rzecz, na którą warto patrzeć, czy jednak jest droga na skróty?
Michał: Czym franczyza jest i dla kogo? Możemy zdefiniować? Kto jest takim odbiorcą?
Przemek: Kiedyś pokusiłem się o taką analizę, nawet chyba nagrałem taki krótki filmik. Jak ktoś mnie zgoogluje to to znajdzie na moim Linkedln, to na pewno jest, gdzie ja stworze takie wyzwanie gdzie mam taką tezę, że jest tylko kilko kilka sposobów budowania nowej wartości w pieniądzu, jest tylko kilka sposobów na zarabianie. Pierwszy jest taki, że pracujemy u kogoś. Ktoś nas zatrudnia i my wykonujemy daną pracę i robimy to doskonale.
Michał: Słynne świadczenie pracy.
Przemek: Tak. Jest to niskie ryzyko, bo jeśli wykonujemy swoją pracę, to dostajemy za nią wynagrodzenie i tyle.
Mariusz: 8 godzin wychodzisz i zapominasz.
Przemek: I nas nie obchodzi. Oczywiście są takie prace, że zarabia się 70-100 tyś. miesięcznie np. po 14 godzinach i znowu wychodzisz i zapominasz, ale pieniądze się składają. To jest pierwszy sposób na budowanie wartości pieniężnej. To charakteryzuje się tym, że te niskie ryzyko, ponieważ dokładnie jesteśmy wtłoczeni w system, który panuje u naszego pracodawcy.
Mariusz: Jakąś organizację.
Przemek: Organizację, w system, w procedury, zasady, w kulturę organizacyjną, w klientów. My tylko jesteśmy tym mózgiem, który ma wykonywać pewne rzeczy i rękoma, które mają te rzeczy wykonywać co mózg im karze. Pracując u kogoś, limit naszych dochodów jest ograniczony. Nawet jeśli jest to 100 tyś. złotych miesięczni, czy 100 tyś. dolarów miesięcznie to jest to wciąż sufit. Druga kategoria, czyli jesteśmy przedsiębiorcami, wymyślamy swój biznes, ładujemy w to całe swoje oszczędności, zastawiamy dom, nerkę, wszystko. Musimy zbudować całą organizację, wszystko musimy zbudować sami. Ryzyko jest bardzo duże, ale skoro ryzyko jest wielkie, to nie ma ograniczeń dochodowych. Jeśli nam się uda, super, zarabiamy kupę kasy, ale statystki pokazują, że przez pierwsze trzy lat to co dziesiąta firma przetrwa.
Michał: Statystki są nawet bardziej brutalne.
Przemek: Są chyba brutalne bardziej co nie.
Mariusz: To co nam ostatnio Paweł Tkaczuk mówił, nie zakładaj swojej pierwszej firmy pod swoim nazwiskiem.
Przemek: Ma to absolutnie sens, bo statystycznie raczej polegniesz. Mamy te dwa sposoby, czy ktoś zadał sobie pytanie, czy jest jakiś inny sposób, który łączy niskie ryzyko pracy z wysokim poziomem potencjalnej nagrody. Moja teza jest taka, że jest i to jest właśnie franczyza. Czym to się różni? Po pierwsze nie musimy wymyślać, co robimy, bo ktoś już za nas to wymyślił. Wymyślił produkt lub usługę. Nie musimy wymyślać procedur, marki, nie musimy tej marki promować, nie musimy kupować narzędzi, niczego nie musimy robić, praktycznie nasz entuzjazm wystarcza. Ryzyko jest dużo niższe niż zakładanie własnego biznesu. Przejdźmy do nagrody. Tak naprawdę to jest to firma, jedyne co nas ogranicza, to terytorium. Jeśli nasza franczyza jest terytorialna, czyli mamy terytorium miasta, województwa, może całego kraju może całej Europy, może jakiegoś makroregionu, to to jest nasz rynek. To już można zrobić gigantyczne pieniądze, tylko masz wszystkie narzędzia, masz rynek, to rób, działaj, daj siebie całego, żeby osiągnąć teraz sukces. Nie ma limitów, nie ma sufitu, przez który się nie można przebić. Jednocześnie ryzyko jest niższe, bo ktoś już te błędy popełnił. Jedyna różnica jest taka, że żeby być przedsiębiorą, który otworzy własny biznes, trzeba być niesamowicie odważnym i robić rzeczy mimo wszystko. Żeby być franczyzobiorcą, trzeba raczej być osobą, która docenia bezpieczeństwo. Ja wychodzę z założenia, że lepiej, żeby procedura rządziła przedsiębiorstwem niż człowiek, bo człowiek może zginąć w wypadku samochodowym albo może mu się odechcieć, a procedura to procedura. Jeśli mamy przedsiębiorcę, który nie patrzy krzywo na procedurę, to osiągnie sukces, bo nic innego go nie ogranicza. Jeśli pomyślimy dalej, jeśli tworze własny biznes i potrafię stworzyć tą procedurę taką, że ja jako właściciel jestem w stanie wyjechać na Hawaje na pół roku, a procedura będzie zarządzała moim biznesem no, to super, to znaczy, że twój biznes może się wyfranczyzować. Możesz się stać franczyzodawcą. Tak ja podchodzę do franczyzy. Osoba, która do niej wchodzi jako biorca, musi mieć niezbyt wysoki poziom odwagi, bo jeżeli jest bardzo odważny, to tworzy własny biznes. Zawsze będzie szukał innego rozwiązania. Musi być ktoś, kto, mentalnie będzie kompatybilny z twoim systemem wartości i z tym, po co to robisz? Tu wracamy do książki „Start with why” Simona Sineka. Jeśli znajdziemy kogoś takiego kto myśli jak my, to znalazł swoje dlaczego. Tu znalazł ujście swojej przedsiębiorczości, ograniczył sobie ryzyko, wykorzystując już gotowe procury, gotową markę, gotowe produkty, gotowe usługi, gotowych dostawców. Jeśli popatrzymy na model biznesowy, który jest zbudowany na mocy książki „Business model generation” , „Business model canvas”, który pokazuje 9 stałych bloków, z których składa się każdy model biznesowy, to jeśli wydrzę to to w ramach tego działam, a franczyza daje ci dokładną instrukcję obsługi, co masz zrobić w każdym z bloków. Jako przedsiębiorca musisz to stworzyć od zera. Tu możemy powiedzieć na podstawie kilkuset działających subfranczyz, ten model tak zadziałał, oczywiście dostosuj go odpowiednio do swojego rynku, bo może masz innych dostawców.
Michał: Czyli dajecie taki dowód biznesowej słuszności, że to działa?
Przemek: Tak to działa, to zarabia, jeżeli będziesz robił tak jak tutaj, to to zadziała u ciebie.
Mariusz: Zdarzało ci się partnerowi, czy potencjalnemu partnerowi powiedzieć sorry, nie czuje, że jesteś dobrym partnerem dla nas.
Przemek: Dzisiaj potrafię już tak zrobić. To przychodzi z wiekiem i doświadczeniem, umiejętność powiedzenia nie chce, żebyś był moim klientem. To jest bardzo trudne. Ja jestem osobą, mówią o mnie, że ja lubię relacje, ja lubię być w dobrych relacjach z ludźmi, więc musiałem sobie znaleźć mechanizm obronny. I dzisiaj jest tak, dzisiaj prowadzę pierwszą rozmowę kwalifikacyjną, bo tak podszedłem do tego, ja nie sprzedaję franczyz, ja raczej robię rekrutację na franczyzobiorcę. To nas należy przekonać, że ktoś, kto jest po drugiej stronie chce zostać franczyzobiorcą faktycznie się nadaje, więc od czasu, kiedy wprowadziłem taką prostą procedurę, OK, porozmawiajmy, pierwsza rozmowa, rozmawiamy, ty mi opowiedz o sobie, o wszystkim. To ja wtedy mogę, wiesz co, na podstawie tego, co mi powiedziałeś nie wygląda na to żebyśmy mogli razem współpracować, po prostu. I już, jakby na tym się kończy. To system nam udzielił odpowiedzi. Ja czuję się rozgrzeszony, a z drugiej strony przechodząc, mówić to też uczę się takiej asertywności, bo trzeba być asertywnym w biznesie. To ja mam stać na straży tego, żeby ten biznes rósł w odpowiednią stronę i z ludźmi, którzy są odpowiednio kompatybilni z tym biznesem, więc muszę umieć powiedzieć nie komuś, kto nie jest. Jeżeli ktoś ma z tym problemy, bo są ludzie, których poziom asertywności może być trochę niższy, naturalnie, to oni powinni uzbroić się w narzędzia. Znowu lecimy we franczyzę, wiedząc, że tak to może działać, gdy mam franczyzobiorcę w Indiach, która to pani, również jej poziom asertywności nie jest bardzo wysoki, to dużo łatwiej jest mi powiedzieć, słuchaj, tutaj mamy lejek sprzedażowy, on jest cały wrzucony na activecampaign, zsynchronizowany jest z odpowiednimi automatycznymi mailami, ze scenariuszami i skryptami rozmów, to zwróć uwagę tutaj na tą pierwszą rozmowę i tak ją przeprowadź, żeby to system odpowiedział, że ty nie chcesz, że twoje serce podpowiada ci, że nie chcesz z tym kimś pracować, ale to te pytania mają tak naprawdę dowieść, że nie, bo ja wiem, rozumiem, że masz niski poziom asertywności i potrzebujesz dodatkowej rzeczy, więc się nie bój. We’ve got it covered for you, więc masz gotowca. Jeżeli ktoś jest trochę inny, to też, dostosuj sobie ten lejek.
Michał: Inne telomy.
Przemek: My tutaj to mamy zapisane. To jest coś, co się znowu budowało przez lata, i tak to jest.
Mariusz: To jest fajne, bo to jest, ja to odbieram jako dzielenie się wiedzy, sprzedawanie gotowego scenariusza, sprzedawanie swojego doświadczenia, ale też ta osoba, która to kupuje ma, powiedzmy, nie wiem, czy mogę nazwać, gwarancję zysku.
Przemek: Gwarancji zysku nie ma nigdy. Dlatego, że wszystko zależy od człowieka. Możesz mieć najlepszy system.
Michał: Piękne boisko, czy tam piękną halę.
Przemek: Wszystko możesz mieć najlepsze, ale jeżeli nie ma w tobie chęci wygrania, jeżeli nie masz w sobie tego, to ci się nie uda. Zobaczcie, w formule jeden, poziom rozwoju technologicznego samochodów jest na tak wysokim poziomie, że tak mniej więcej w jednej trzeciej sezonu, oni tak szybko nadganiają różnice technologiczne, wszystkie samochody jeżdżą dokładnie tak samo. To dlaczego jest tak, że jeden koleś przyjeżdża sam z przodu, a inny przyjeżdża z tyłu? Przecież tak samo długo trenują, mają takie same szanse.
Michał: Takie same części prawie.
Przemek: Wszystko jest tak samo, a dlaczego jeden przyjeżdża z przodu, dlaczego jeden nie ma obawy wyprzedzać po zewnętrznej przy pełnej prędkości, a inny ma tą obawę? Wszystko już leży w człowieku. I tak samo jest we franczyzie i tak samo jest z biznesie. Można dać komuś najlepszy samochód do jeżdżenia, jeżeli on się nie nadaje jeździć, takich też mieliśmy. Zawsze jest przykro, kiedy trzeba się rozstać z franczyzobiorcą, czy rozstać się z masterem. Z franczyzobiorcą to pamiętam najczęściej rozstawaliśmy się w Polsce, szczególnie w etapach początkowych. Wiecie jak to jest, zaczynasz własny biznes, twój biznes polega na tym, że sprzedajesz, rozszerzasz sieć franczyzową, która się do ciebie zgłasza, ma pieniądze, to trzeba być głupim, żeby powiedzieć, że nie, co nie? I niestety kilka razy przyjęliśmy kogoś, kto nie był gotowy, pomimo tego, że miał wszystko, to nie był gotowy, żeby być przedsiębiorcą. Teraz już raczej rzadziej się to zdarza na poziomie master franczyzobiorców. Ostatnio mieliśmy taki przypadek, tylko, że podmieniliśmy. Master po 10 latach stwierdził, że on już jest zmęczony, już mu się nie chce i chce przetransferować wszystkie swoje prawa na jednego ze swoich subfranczyzobiorców, takiego, który odnosił największe sukcesy. Ten subfranczyzobiorca znalazł sobie partnera biznesowego i o to mamy kolejny kontrakt na kolejne 10 lat w Australii z niesamowitymi ludźmi. Ten koleś działa, w malutkiej dzielnicy w Sydney, kilkaset dzieci uczęszcza na zajęcia, a jego wspólnik jest magnatem trofeów sportowych, jest monopolistą na Australię. Mówi, że tam ma 450 hurtowników, z którymi współpracuje, więc ma dostęp do każdego klubu piłkarskiego w całej Australii i w Nowej Zelandii, więc ja tutaj trzymam kciuki. Bardzo szybko będziemy mieli tam gigantyczny oddział.
Michał: Rozumiem, że tam też na wizytacją polecisz.
Przemek: Tak, bardzo. Już miałem tam być w kwietniu tego roku, miałem tam polecieć. Dokładnie miałem wylatywać w poniedziałek wielkanocny, ale z powodu COVID-u plany zostały pokrzyżowane.
Michał: Odłożone.
Przemek: Tak. Natomiast mieliśmy tam jechać i robić szkolenie wstępne dla franczyzobiorców i dla trenerów, a tak się zdarzyło, że już w maju przez dwa tygodnie poprowadziliśmy pełne szkolenie online, nagraliśmy cały materiał na wideo, mamy własną platformę taką e-learningową, gdzie dzisiaj, znowu dzięki technologii, możemy rozesłać dwa PDF-y na jedną i na drugą markę. Tam są linki do poszczególnych szkoleń i etapów. Jeżeli ktoś jest zarejestrowany w naszej platformie e-learningowej, to znaczy, jest masterem lub franczyzobiorcą lub trenerem, to ma do tego dostęp i może nauczyć się prowadzić nasze zajęcia online. A na sierpień planujemy taką online Q&A session, taką jakby sesję tylko dopytek, bo obejrzawszy 20 parę godzin materiały wideo jakieś pytania będzie się miało naturalnie, więc po prostu chcemy dać możliwość takiej żywej interakcji z nimi. To jeden z obszarów, w których firma przeszła natychmiastową cyfrową transformację, chociażby.
Michał: Ona dotknęła wiele firm.
Mariusz: No właśnie, bo od COVID tak całkiem nie uciekniemy. Trochę żeśmy próbowali to ominąć, ale ja muszę zadać to pytanie. Przemku, powiedz, jak ta sytuacja wpłynęła na wasz biznes, na tego COVID-a?
Przemek: Bardzo negatywnie wpłynęła. Bardzo negatywnie, bo wyobraźmy sobie, że biznes polega na świadczeniu usług w pomieszczeniu zamkniętym z bardzo małymi dziećmi i ich rodzicami, więc naturalnie zostaliśmy zamknięci w pierwszym momencie i najpóźniej pozwolono nam wrócić do pracy. Czyli na poziomie subfranczyzobiorcy, jeśli ktoś prowadzi zajęcia ogólnorozwojowe piłkarskie dla maluszków, to do początku wakacji ich nie prowadził. Po prostu były zamknięte. Jeżeli ktoś prowadził zajęcia piłkarskie dla starszych dzieci, 5 lat plus, to mógł je tylko prowadzić na zewnątrz, ale również w ograniczonej frekwencji. Rodzice też się trochę tego bali, nie wiedzieli, czy wrócić, czy nie, więc tutaj obroty subfranczyzobiorców spadły na łeb na szyję z dnia na dzień. Tak jak w Polsce jeszcze system płatności jest systemem miesięcznym, rodzice sami robią przelewy na konta subfranczyzobiorców, więc jakoś tam dali radę, mogli bazując na doskonałych relacjach zadzwonić do każdego klienta i powiedzieć, słuchajcie, jeszcze w marcu nie wiemy jak to będzie wyglądało, zapłaćcie za kwiecień, to pozwoli nam przetrwać, bo gdy odetniecie nas od przychodów, to będziemy musieli zwolnić trenerów i tak dalej, a nie wiemy jak to długo potrwa. Teraz już wiemy, minęło od marca ileś czasu, wiadomo jak to działa. Natomiast ci subfranczyzobiorcy mogli sobie jakoś poradzić. Na poziomie mastera znowu sytuacja jest taka, że zarabia się na licencjach oraz na sprzedaży nowych licencji, nowych terytoriów. Gdy zrobił się lockdown w Polsce, to ludzie nabrali wody w usta, mieli powód, żeby powiedzieć, to ja się chcę wstrzymać. Cash is king – pieniądz na koncie jest ważniejszy niż pieniądz zainwestowany. Nie ważne w jak bardzo lukratywny biznes, więc ludzie się przestraszyli i też wstrzymały się te różne rzeczy. Natomiast na świecie było zupełnie inaczej. W Indiach był taki lockdown, że w ogóle nie mogli nawet zajęć online robić, bo byli zamknięci w domu przez ileś tygodni. Nie wolno im było wychodzić. W Anglii, nasz master w Anglii ma tak ustawiony system płatności, że jest spięty z takim automatycznym pobieraniem z konta, direct debit to się nazywa.
Mariusz: U nas polecenie zapłaty.
Przemek: Tam firma się nazywa Direct Debit, to co zrobiła firma Direct Debit, to wyłączyła wszystkie transakcje nie pytając swoich klientów, więc nagle wszyscy ci, którzy zbierali pieniądze, nagle przestali je dostawać.
Michał: Ktoś zakręcił kran.
Przemek: I nie jesteś w stanie już zrobić, skoro przez ostatnie 15 lat twoi klienci płacili ci przez Direct Debit, nie zrobisz teraz szybkiej akcji, słuchajcie, to płaćcie nam teraz na konto. Nie da się. Przymusowy lockdown, przymusowe postojowe i tam się nic nie działo. W Australii jeszcze było inaczej. Każdy kraj troszeczkę został w inny sposób dotknięty. Natomiast też długo nie czekaliśmy. Ja też starałem się szukać informacji z jakichś takich źródeł niepolitycznych, bo to był ten moment przedwyborczy, a przynajmniej moje odczucie było takie, że politycy z każdej strony, próbują grać COVID-em w sposób polityczny i newsy, które słyszeliśmy były też bardziej polityczne niż zdrowotne, więc raczej starałem się słuchać ludzi niezwiązanych z polityką. Miałem to szczęście, że jeszcze z dawnych czasów mam takiego kolegę, który pracował w firmie McKinsey i doszedł aż do poziomu partnera, więc naprawdę bardzo mądry człowiek i on zrobił na samym początku taki webinar właśnie, jak radzić sobie z zarządzaniem biznesem i podał kilka takich pointerów. Czyli właśnie, przyblokować wydatki, zaopatrzyć się w cash, gdzie tylko można, nawet pożyczyć pieniądze. On powiedział tak, jak pożyczysz pieniądze, to już nie jest twój problem, to jest problem tego, kto ci pożyczył, a ty miej je na koncie w razie czego. To każdy z naszych masterów musiał to zrobić. I znowu, w zależności od kraju, ta pomoc była mniejsza lub większa. Z tego, co widzę największą pomoc uzyskano w Kanadzie, bo to była pożyczka zwrotna, ale pożyczało się 30 tysięcy, a oddać trzeba było chyba 10, czy 20, jakoś tak w tych granicach, więc to było dosyć dużo. W Polsce w zależności od tego, jakie się miało zatrudnienie, to też można było uzyskać, a że my wpadliśmy w ten obszar największej utraty przychodów, czyli powyżej 75 procent, to też dotacje na każdego pracownika były duże. Szybko trzeba było się tym zająć, zabezpieczyć cash flow, następnie starać się nauczyć pracować zdalnie. Wcześniej byliśmy w biurze, było fajnie, a teraz po prostu każdy musiał siedzieć w domu. Komputer, internet i lecimy. I też zrobiliśmy międzynarodowe spotkanie wszystkich masterów i zapytaliśmy się, co robimy? I doszliśmy do takiego wspólnego wniosku, to, co mamy teraz wszyscy wspólnego, mamy czas, bo inne rzeczy, inne projekty nam się gdzieś odsunęły, możemy więcej poświęcić na uporządkowanie pewnych spraw i podjęliśmy taką decyzję, że priorytetowo na całym świecie startujemy właśnie z tworzeniem szkoleń onboardingowych online. Czyli, jeżeli ktoś chce otworzyć nową franczyzę gdziekolwiek na świecie, to ma możliwość przeszkolić swoich trenerów online w całości. Nie musi lecieć do Anglii, nie musi lecieć nigdzie, po prostu zrobi to i oni będą wyszkoleni w 80 procentach. To już jest duże ograniczenie kosztów. Kolejna rzecz to próba sprzedaży naszych usług B2C, czyli tych do klienta ostatecznego również online i próbujemy je sprzedawać od samego dołu do samej góry. Już dzisiaj mamy pewne pomysły, jak można by to zrobić i gdzieś tam moja teza dotycząca tego, że 0-5 to jest jednak bardzo fajny rynek, to gdzieś tutaj, myślę, że największe ruchy będą właśnie w tej początkowej fazie życia. To trochę wymaga czasu, ale jakby idziemy w tym kierunku. Może się okazać, że właśnie jako masterzy możemy mieć zupełnie nowe źródła przychodu właśnie w sprzedaży zajęć online dla bardzo małych dzieci w miejscach, gdzie nasi franczyzobiorcy nie działają, a jakby popatrzeć na mapę, to jednak jest to kawał.
Michał: Jeszcze trochę wam zostało. Super, ja będę kibicować i cały czas się przyglądać, tak jak widzisz, robię to zawsze. Wiesz co, na koniec takie jedno pytanie mam do ciebie jeszcze. Już trochę odchodząc od franczyz i tak dalej, jak tam kariera youtubera i tiktokera?
Przemek: Kariera youtubera, ja zacząłem raz karierę youtubera dwa lata temu.
Michał: Dość przypadkowo chyba.
Przemek: Zupełnie przypadkowo, a ostatnio nawet miałem niezły hit na Facebooku, bo jeden i drugi film zrobił aż milion odsłon.
Michał: Chyba ten drugi się na TikToku na początku pojawiał, dobrze kojarzę, czy nie?
Przemek: Nie, ten drugi zrobiłem na Facebooku. To w czasie pierwszej debaty prezydenckiej zrobiłem taki filmik, gdzie przez filtr na Snapchacie ponakładałem, pozmieniałem twarze kandydatów. Trochę bałem się, że zapukają do mnie smutni panowie.
Mariusz: Pan pozwoli z nami.
Przemek: Tak, że prezydent Duda miał duże okulary i skórzaną czapkę z daszkiem.
Michał: Ideologiczną trochę.
Przemek: Bardzo była ideologiczna czapka była. To było zupełnie przypadkiem, ja po prostu leciałem filtry po kolei, tak jak oni tam wyskakiwali, to każdy dostał swój filtr, a okazało się, że trafiłem w punkt, bo Bosaka przerobiłem na dzidziusia, Hołownia płakał, ten ze Słupska, Biedroń, wyglądał jak Jacykow i skórzana czapka ideologiczna na prezydencie była, więc to tak poszło grubo i co się okazało, że po prostu gdzieś zażarło. A wcześniejszy film na YouTube to robiłem o samochodach i tak cały czas chciałbym do tego wrócić.
Michał: Nawet chyba dwa nagrałeś.
Przemek: Nagrałem chyba z dwa, albo i trzy. Jeden miał milion, a inne po kilkadziesiąt tysięcy. Nawet zarabiam na tych filmach. Raz na jakiś czas przychodzi do mnie 300 złotych z Google za AdSense. Zarobiłem już może tysiąc złotych na AdSensie nie robiąc nic, samo się robi. I znowu, to jest tak, że trzeba mieć na to czas. Widząc ile czasu poświęciłem na nagranie jednego filmu o samochodzie, to musiałbym przestać robić cokolwiek innego i wrzucić się tu. Potem znowu, szanse tego źródła, nie wiem, powiem tak, spróbowałem, zażarło, było fajnie.
Michał: Trzy stówki wpadły.
Przemek: To nawet więcej. Zawsze mogę do tego wrócić. Subskrybentów na kanale mam jakieś 1800 i co jakiś czas ktoś nowy dochodzi, bo to są takie filmy evergreenowe o samochodach. Zawsze można do nich zaglądać.
Mariusz: Ale to prawda, ja się jakby wykażę ignorancją, bo nie widziałem tego, więc zaraz nadrobię zaległości, ale to jest bardzo fajna konwencja. Ja na przykład bardzo lubię program na Netflixie, Jerry Seinfeld prowadzi, „Comedians in Cars Getting Coffee”. To jest rewelacyjne.
Przemek: Mówi się, że to jest serial na Netflixie, natomiast to był pierwszy serial w historii w ogóle internetu, który był zrobiony specjalnie tylko na platformę. Pierwsza platforma, na której „Comedians in Cars Getting Coffee” było, była platforma Caracol, której właścicielem był Sonny i ta konkretna produkcja spowodowała, że Caracol w obliczu bankructwa przestał być w obliczu bankructwa i zaczął zarabiać kupę pieniędzy. A dzisiaj Comedians in Cars Getting Coffee jest inspiracją do całej masy takich show, które osiągają sukcesy.
Mariusz: Żeby nie wymieniać nikogo z nazwiska, Rafał Pacześ.
Przemek: Tak, ale ja mówię już o kimś nawet większym, bardziej o światowej skali, czyli Carpool Karaoke. Najwięksi, tam są dziesiątki milionów subskrybentów. Oni się wzorowali na „Comedians in Cars Getting Coffee”. Ja serial uwielbiam absolutnie. A onetowe jeżdżenie w samochodzie i rozmowy z ludźmi, to jest dokładnie to. Oni się wzorowali na tym.
Michał: Michał Sadowski zaczął jeździć samochodem i nagrywać.
Przemek: A wszyscy na początku mówili, że to jest w ogóle jakaś nisza, to nie żarzy, to jest w ogóle bez sensu, ale jednak nie. Okazuje się, że Seinfeld, który doskonale zna się, on jest w ogóle świetnym kominkiem, doskonale zna się na samochodach. Samochody, które tam są, to po prostu same perełeczki takie, że och.
Michał: I to pokazuje kolejną rzecz, która też pewnie u ciebie z biznesie była zauważalna i też właśnie w tym formacie, że to chyba nawet dobrze, że czasami ludzi mówią, nie, to jest bez sensu, to na pewno nie wypali i tak dalej, ale jak ty z to wierzysz, jak ty idziesz w to z pasją, to efekty widzimy.
Przemek: Tak. Trzeba być po prostu wytrwałym i tyle, bo nie zawsze jest łatwo, albo częściej jest trudno, a po prostu trzeba. Zobacz, od tego zaczęliśmy, że jeżeli odnalazłeś tu swoje miejsce, masz tu swoje dlaczego, to wszystko co robisz budząc się każdego ranka, robisz to, a kłody, które są ci rzucane pod nogi są tylko doraźne, są chwilowe. Jeżeli mam gdzieś pójść i widzę ten cel, nawet potrafię sobie wyobrazić jak on tam wygląda za zakrętem, to to, że przewróciło się drzewo, muszę przejść przez nie. Zwolni mnie to trochę, oczywiście, może muszę nawet obrać inną drogę, ale cel jest cały czas ten sam, powód, dla którego to robię jest cały czas ten sam. I może dlatego ludzie, którzy budują swoje biznesy w oparciu o to wewnętrzne przekonanie, po co, to oni faktycznie osiągają sukces, a inni mogą, ale nie muszą.
Mariusz: Ja myślę, że zakładając swoją firmę trzeba sobie pewną rzecz uświadomić i myślę, że warto młodym przedsiębiorcom o tym mówić, zakładasz swoją firmę, będą przeszkody. Obstacles są pewne. To, że pójdzie gładko, to nie podchodź do tego, tylko nie należy tym się zrażać. Trzeba tworzyć sobie jakby procedury i zastanawiać się, jeżeli to wystąpi na mojej drodze, to co ja robię, jak będzie A to robię B. W ten sposób, myślę, żeby podchodzić do prowadzenia firmy.
Przemek: Tak, dokładnie tak.
Michał: Nie skłamię, jeśli powiem, że ta nasza rozmowa to była chyba najbardziej biznesowo inspirująca ze wszystkich, które do tej pory przerobiliśmy. Jesteś 16 gościem naszego podcastu. Rozmawialiśmy o wielu kwestiach, ale myślę, że tak głęboko w biznes, czy w tworzenie, w kreację jeszcze nie wchodziliśmy. Coś mi się wydaje, że rankingi po tej rozmowie się dość mocno zmienią.
Mariusz: Szczególnie cieszy to, że mówimy o biznesie, który centrum zarządzania świata ma w Szczecinie.
Przemek: Tak jest, w Szczecinie.
Michał: Trzymam za to kciuki, nie wyprowadzaj się stąd. Ja cię podpytywałem, ale miałem nadzieję, że odpowiesz tak, że zostaniesz.
Przemek: A to nie powiedziałem tego? Tak, zostaję, oczywiście, że zostaję.
Mariusz: To jeszcze taka mała dygresja, bo mówiłeś o swoim wspólniku, którego, że tak powiem, znamy wszyscy wspólnie, nie będziemy mówić jakby z nazwiska, ale ja czasami używam tego przykładu powrotu z Warszawy do Szczecina, bo tak wszyscy mówią, że był taki okres, że wszyscy uciekali. Jak biznes, czy jakiś rozwój, to nie w Szczecinie, do Poznania, do Warszawy, a twój wspólnik jest przykładem, że wrócił.
Przemek: Oczywiście to też jest tak, my rozmawiamy o tym, że jednak w Warszawie więcej się dzieje. Zobaczcie, w Szczecinie jeździ dosyć dużo samochodów bardzo luksusowych. I zobaczcie, możemy powiedzieć, jeżdżą trzy Bentleye, jest Ferrari, jest jakieś Lambo, jest parę Maserati i co gorsza, my dokładnie wiemy, kto nimi jeździ. Dokładnie wiemy i to nie jest fajne. Wystarczy pojechać 150 kilometrów dalej do Berlina i jest jeszcze więcej i w ogóle nie wiemy, kto tam jest w tym aucie. Jeżdżenie po Szczecinie super luksusowym samochodem jest obciachem. Jeżeli jedzie facet czterodrzwiowym Rolls Roycem, jedzie i kieruje nim, to sobie myślisz, kierowca, ciekawe kogo wiezie.
Mariusz: Sam siebie.
Przemek: W Szczecinie trochę jest to obciachowe, w Berlinie, w Warszawie nawet byś go nie zauważył, bo takich samochodów jest dużo i to jest chyba największy problem Szczecina. Tutaj trudno być anonimowym.
Mariusz: To prawda.
Przemek: Trudno być anonimowym w Szczecinie, a w dużym mieście łatwiej. I teraz, niektóre osoby nie mają problemu z tym, żeby nie być anonimowym, to jest taki trochę, ja się śmieję, ekshibicjonizm, pozytywny oczywiście, bo on buduje markę osobistą i ja jestem jak najbardziej za tym. Powiem wam, że gdyby stać mnie było na Ferrari, to miałbym czerwone Ferrari i jeździłbym jeszcze bez dachu, żeby wszyscy widzieli, że mam i sobie jeżdżę. Czerpałbym z tego gigantyczną przyjemność. Oczywiście ilość hejtu jaka by się na mnie wylewała codziennie i papierosy, które by były wrzucane do środka, to swoją drogą, ale to jest właśnie ten problem Szczecina, że ludzie by cię hejtowali za fakt, że jeździsz kabrioletem Ferrari, a w Berlinie, w Warszawie, w Nowym Jorku by mówili, fajnie, koleś osiągnął sukces i dobrze mu z tym, fajna fura, więc jak ja widzę fajną furę w Szczecinie, to się strasznie cieszę. Strasznie się cieszę, że ktoś nareszcie się odważył kupić sobie Rolls Royce’a, kupić sobie Maserati, a nie jeździ S klasą, żeby się ukryć, żeby się schować. S klas jest dużo w Szczecinie, umówmy się i tylko ci, którzy mają jaja i nie wstydzą się, mówią, a co mi tam, ciężko na to zapracowałem, stać mnie, to sobie kupię, po prostu i jeżeli tobie się to nie podoba, to trudno.
Mariusz: It’s your problem.
Przemek: Natomiast bardzo mało jest takich ludzi, trzeba być bardzo odważnym, trzeba mieć bardzo grubą skórę, żeby tak do tej sprawy podejść, dlatego ludzie wolą robić duże biznesy w Warszawie, bo mogą się schować lekko w Poznaniu, we Wrocławiu.
Michał: Szczecinie, nie bój się.
Przemek: Nie bój się Szczecinie. Pokaż, jeżeli stać cię na fajną super wypasioną furę, to nie kupuj kolejnej S klasy, kup Maserati.
Michał: Albo helikopter. I oby tak kiedyś w naszym mieście było. Dzięki Przemek.
Przemek: Dziękuje raz jeszcze.
Michał: Bardzo fajnie posłuchać ludzi, którzy mają wielkie biznesowe doświadczenie i tą wiedzą chcą się dzielić, a nie chowają tylko dla siebie. Ja trzymam kciuki za te twoje wyjścia na online, czy jakieś inne rzeczy. Ja sobie w międzyczasie tam konwertowałem. Wymyśliłem ci nawet dwie nazwy, które ci powiem, ale to już poza anteną, być może ją wykorzystasz.
Przemek: Ekstra
Mariusz: Ja mam tylko jedno przemyślenie, które od połowy tej rozmowy mi cały czas się gdzieś tu kręci. Musisz być naprawdę fajnym szefem Przemek. Bo tak współpraca z Tobą dla ludzi, którzy z Tobą działają musi być naprawdę przyjemnością. Tak jak Ciebie słuchałem, analizowałem to co mówiłeś to, to podejrzewam, że ta współpraca naprawdę z wieloma osobami fajnie Ci się układa. Bo jakby wiedza, styl działania do mnie bardzo przemawia i mam nadzieje, że to będzie się Wam coraz bardziej rozwijało
Przemek: Dziękuje. Bardzo szanuje po prostu ludzi
Mariusz: Biznesowe relacje
Przemek: Tak. Tylko i wyłącznie
Mariusz: Dzięki wielkie
Michał: Dziękujemy. Za przyjęcie zaproszenia i odwiedzenia nas
Przemek: Mam jeszcze jedną prośbę jeśli mogę na antenie
Wykorzystujesz sytuację
Przemek: Tak wykorzystując sytuację. Jak będziesz na Arubie przywieź mi magnez
Michał: Dobra
Przemek: Dzięki
Michał: Jesteśmy umówieni
Przemek: Wszystkiego dobrego
Mariusz: Dzięki
Michał: Do usłyszenia